Koniec
tego lata to intensywne prace restauracyjne w jarskiej chacie. Ale ile można
kręcić zaprawą i zawijać pędzlem? Czas na chwilę relaksu i powrotu do uczucia,
które nam najbliższe. Czas w drogę. Choćby niewielką.
I tak ruszyliśmy w Polskę. Kierunek Ciechocinek, gdzie
właśnie ma rozpocząć swój turnus ukochana Teściowa. Wcześniej planujemy
odświeżenie kontaktów ze starymi ziomalami szlakiem miejsc ich zamieszkania.
Pierwszy dzień „wyprawy” kończy się już w Dobroszycach pod Oleśnicą. Następnego
dnia poważniejszy odcinek i ucieczka z trasy przelotowej. I tak odwiedzamy mało
znane ruiny zamku w Bolesławcu. I nie chodzi o Bolesławiec nad Bobrem, lecz nad
Prosną. Z zamku pozostała przede wszystkim świetnie zachowana wieża, na którą można
się bez trudu wspiąć i smakować widokiem.
Rysunek 1 Ożarów - dwór kryty dachem łamanym polskim z
niezłomną motocyklówą polską
Kierujemy się dalej na wschód by niedługo znaleźć się w
Ożarowie, wioseczce znanej z Muzeum Wnętrz Dworskich. Miły przewodnik
wyczerpująco wyjawia nam tajniki genezy owego muzeum oraz historię gospodarstwa
na przedwojennym pograniczu polsko-niemieckim, którego granicę stanowiła rzeka
Prosna oraz obecna granica między województwami opolskim i łódzkim. Jadąc dalej
w górę Prosny wbijamy się w Załęczaski Park Krajobrazowy. Tu tnąc leśnymi
ścieżkami endurzymy sobie na azymut Działoszyn. Dzika okolica, dziki przejazd.
Z Działoszyna już powszednia bardziej droga prowadzi nas
przez Pajeczno do Szczercowa. Tam bawimy dwie noce grillując, wycieczkując i
planując. Ofiarą naszej „lokalnej penetracji” pada Park Krajobrazowy Dorzecza
Warty i Widawki. Lasy, szutry, wały przeciwpowodziowe Warty, no i wreszcie
kulminacyjny dopływ Widawki. Pięknie i odludnie.
Rysunek 2 Warta z lewej, Widawka z prawej
Kolejny etap podróży to przejazd do Ciechocinka poprzez
Łódź, którą musimy zaliczyć z powodów formalnych. Kontrowersyjną nagrodą za wbicie się tą średnio atrakcyjną
aglomerację jest romantyczny spacer ulicą Piotrkowską z lodami w dłoniach.
Rysunek 3 Julian T.
z Patrycją Cz.-S.
W Łodzi wskakujemy na „jedynkę” i walimy na północ. W
Łęczycy podziwiamy kolejne już po Bolesławcu zamkowe dzieło autorstwa
Kazimierza Wielkiego. Sprawny i zaprawdę wielki twórca był to.
Zaglądamy
również po drodze do Włocławka. Główny deptak w tym dużym, ex-wojewódzkim
mieście to galeria lumpeksów, salonów importu taniej odzieży z zachodu, sklepów
spożywczo-monopolowych z naciskiem na człon drugi. Pod tym względem można uznać
miasto za zjawiskowe. Promenada nad Wisłą jest dosyć przyjemna, a widok na
620-metrowy most stalowy kratownicowy z jazdą dołem o zmiennej wysokości i
układzie przegubowym to dodatkowa atrakcja.
Rysunek 4 Most we Włocławku
Wreszcie
Ciechocinek. Miejsce wytchnienia tysięcy kuracjuszy z przedziału 50+. Miejsce
żeru słynnego Maxi Kasa. Zwiedzamy zabytkowy park, a także unikalne tężnie
solankowe z I połowy XIX w. Wieczór spędzamy w restauracjach z potańcówkami i
żywą muzyką. Wszędzie dźwięki w dobrze znanym stylu polsko-weselnym. Natomiast
w odróżnieniu od wesela stopień zaangażowania gości w wykonywanie poleceń
wodzireja sięga tutaj 100%. A punkt 22:00 sala pustoszeje w ciągu paru minut. W
domu zdrojowym nastaje niepodważalna nocna cisza.
Rysunek 5 Tęgie tężnie w Ciechocinku
W
ciągu całego pobytu w Ciechocinku czujemy na swoich plecach, a także twarzach,
oddech Maxi Kasa. I nie jest to żadna ściema. Dżentelmen pojawia się
kilkukrotnie w ciągu dnia. Zawsze niby przypadkiem, natrafia, zagaduje, za
każdym razem dowiadujemy się nowej ciekawostki o uzdrowisku, które zna on
oczywiście od... zapewne, poszewki.
Rysunek 6 Jedno z wielu „Oko w oko z Maxi Kasem na
deptaku”
Toruń.
Po doświadczeniu odwiedzenia tego miasta w ramach MotoTorunia 2005 chcieliśmy
koniecznie odświeżyć sobie wrażenia z naszej ulubionej starówki w Polsce. I
znowu uliczki, mury, kościoły, dom Kopernika, pierniczki. Gwar miasta jest tu
jednak zrównoważony, bez przeciążenia i nadmiernej wystawności „dynamicznie”
rozwijających się miast typu Wrocław. Bar mleczny naprzeciw ratusza, piwo w
prowincjonalnej cenie, kemping tuż za mostem, 15 minut spacerem od bram starego
miasta. Wielu ciekawostek dotyczących historii Torunia dowiadujemy się od
przewodniczki prowadzącej grupę oraz nas - „na gapę”.
Rysunek 7 Kolaż toruński
Czas
powoli wracać. Mając cały dzień na dotarcie do domu, urozmaicamy sobie powrót
tradycyjną już ucieczką ze zdroworozsądkowej trasy. Na rozgrzewkę wbijamy się
na leśne szlaki Puszczy Bydgoskiej, na azymut jedziemy na południe, by dotrzeć
do pierwszych wiosek. Tam łapiemy szczątki asfaltu i docieramy do Dąbrowy
Biskupiej. Stąd zmieniamy kierunek na południowo-zachodni i po chwili jesteśmy
w Kruszwicy. Koleś typu „rockers” obsługuje parking pod Mysią Wieżą. Będąc
domyślnie miłośnikiem motocyklizmu, oferuje nam wybitne miejsce parkingowe pod
budką strażniczą wraz z przechowaniem hełmów wewnątrz budki.
Obecna
Mysia Wieża to kolejne dzieło prześladującego nas twórcy - Kazimierza W.
Drewniany oryginał, w którym myszy zjadły Popiela, został zastąpiony
konstrukcją ceglaną. Miast spaceru na górę wieży decydujemy się na spacer w
poziomie – po bulwarze, na sam koniec mierzei, gdzie, według „rockersa”, ma
znajdować się urocza kawiarenka. Wszystko się zgadza. Opuszczamy Kruszwicę w
pełnej satysfakcji.
Rysunek 8 Widok na Gopło z uroczej kawiarenki
Ostatnią
poważną atrakcją dnia jest Strzelno. A dokładnie tamtejszy klasztor norbertanek
z kościołem Świętej Trójcy i N.M.P. oraz kościół św. Prokopa. Pierwszy z nich
słynie między innymi z dwóch unikalnych romański kolumn. Jedna przedstawia
ludzkie cnoty, a druga przywary. Drugi kościół to największa w Polsce świątynia
romańska na planie koła. Oglądanie całego kompleksu odbywa się pod
przewodnictwem znawcy tematu, dzięki któremu następuje maksymalne przyswojenie
informacji w przystępnej formie.
Rysunek 9 Wnętrze kościoła w Strzelnie z
widocznym jednym ze słynnych słupów
Zmierzamy
tedy ku Powidzkiemu Parkowi Krajobrazowemu. Nad jeziorem Ostrowickim, w
miejscowości Przyjezierze zatrzymujemy się w smażalni ryb. Okazuje się, że owe
jezioro może już niedługo przestać istnieć. Przemysł wydobywczy sprawia, że z
roku na rok spada poziom wód, a potencjał źródła wielkich pieniędzy paraliżuje
decydentów w podejmowaniu środków zaradczych.
Słupca,
Pyzdry, przekroczenie Warty, Żerkowsko-Czeszewszki Park Krajobrazowy i już
jesteśmy w Jarocinie, a niedługo potem na przelotówce do domu.
6
dni, 900 km. Kolejny krajowy wyjazd jeszcze raz utwierdził nas w przekonaniu,
że wyprawy trzeba organizować w różnych skalach i wymiarach, a Polska to
niewyczerpalne źródło miejsc ciekawych i niezwykłych.