MotoPolska Centralna 2008

 

Koniec tego lata to intensywne prace restauracyjne w jarskiej chacie. Ale ile można kręcić zaprawą i zawijać pędzlem? Czas na chwilę relaksu i powrotu do uczucia, które nam najbliższe. Czas w drogę. Choćby niewielką.

I tak ruszyliśmy w Polskę. Kierunek Ciechocinek, gdzie właśnie ma rozpocząć swój turnus ukochana Teściowa. Wcześniej planujemy odświeżenie kontaktów ze starymi ziomalami szlakiem miejsc ich zamieszkania. Pierwszy dzień „wyprawy” kończy się już w Dobroszycach pod Oleśnicą. Następnego dnia poważniejszy odcinek i ucieczka z trasy przelotowej. I tak odwiedzamy mało znane ruiny zamku w Bolesławcu. I nie chodzi o Bolesławiec nad Bobrem, lecz nad Prosną. Z zamku pozostała przede wszystkim świetnie zachowana wieża, na którą można się bez trudu wspiąć i smakować widokiem.

 

Rysunek 1  Ożarów - dwór kryty dachem łamanym polskim z niezłomną motocyklówą polską

Kierujemy się dalej na wschód by niedługo znaleźć się w Ożarowie, wioseczce znanej z Muzeum Wnętrz Dworskich. Miły przewodnik wyczerpująco wyjawia nam tajniki genezy owego muzeum oraz historię gospodarstwa na przedwojennym pograniczu polsko-niemieckim, którego granicę stanowiła rzeka Prosna oraz obecna granica między województwami opolskim i łódzkim. Jadąc dalej w górę Prosny wbijamy się w Załęczaski Park Krajobrazowy. Tu tnąc leśnymi ścieżkami endurzymy sobie na azymut Działoszyn. Dzika okolica, dziki przejazd.

Z Działoszyna już powszednia bardziej droga prowadzi nas przez Pajeczno do Szczercowa. Tam bawimy dwie noce grillując, wycieczkując i planując. Ofiarą naszej „lokalnej penetracji” pada Park Krajobrazowy Dorzecza Warty i Widawki. Lasy, szutry, wały przeciwpowodziowe Warty, no i wreszcie kulminacyjny dopływ Widawki. Pięknie i odludnie.

 

Rysunek 2  Warta z lewej, Widawka z prawej

 

Kolejny etap podróży to przejazd do Ciechocinka poprzez Łódź, którą musimy zaliczyć z powodów formalnych. Kontrowersyjną  nagrodą za wbicie się tą średnio atrakcyjną aglomerację jest romantyczny spacer ulicą Piotrkowską z lodami w dłoniach.

 

Rysunek 3   Julian T.  z Patrycją Cz.-S.

W Łodzi wskakujemy na „jedynkę” i walimy na północ. W Łęczycy podziwiamy kolejne już po Bolesławcu zamkowe dzieło autorstwa Kazimierza Wielkiego. Sprawny i zaprawdę wielki twórca był to.

Zaglądamy również po drodze do Włocławka. Główny deptak w tym dużym, ex-wojewódzkim mieście to galeria lumpeksów, salonów importu taniej odzieży z zachodu, sklepów spożywczo-monopolowych z naciskiem na człon drugi. Pod tym względem można uznać miasto za zjawiskowe. Promenada nad Wisłą jest dosyć przyjemna, a widok na 620-metrowy most stalowy kratownicowy z jazdą dołem o zmiennej wysokości i układzie przegubowym to dodatkowa atrakcja.

 

Rysunek 4  Most we Włocławku

Wreszcie Ciechocinek. Miejsce wytchnienia tysięcy kuracjuszy z przedziału 50+. Miejsce żeru słynnego Maxi Kasa. Zwiedzamy zabytkowy park, a także unikalne tężnie solankowe z I połowy XIX w. Wieczór spędzamy w restauracjach z potańcówkami i żywą muzyką. Wszędzie dźwięki w dobrze znanym stylu polsko-weselnym. Natomiast w odróżnieniu od wesela stopień zaangażowania gości w wykonywanie poleceń wodzireja sięga tutaj 100%. A punkt 22:00 sala pustoszeje w ciągu paru minut. W domu zdrojowym nastaje niepodważalna nocna cisza.

 

Rysunek 5  Tęgie tężnie w Ciechocinku

W ciągu całego pobytu w Ciechocinku czujemy na swoich plecach, a także twarzach, oddech Maxi Kasa. I nie jest to żadna ściema. Dżentelmen pojawia się kilkukrotnie w ciągu dnia. Zawsze niby przypadkiem, natrafia, zagaduje, za każdym razem dowiadujemy się nowej ciekawostki o uzdrowisku, które zna on oczywiście od... zapewne, poszewki.

 

Rysunek 6  Jedno z wielu „Oko w oko z Maxi Kasem na deptaku”

Toruń. Po doświadczeniu odwiedzenia tego miasta w ramach MotoTorunia 2005 chcieliśmy koniecznie odświeżyć sobie wrażenia z naszej ulubionej starówki w Polsce. I znowu uliczki, mury, kościoły, dom Kopernika, pierniczki. Gwar miasta jest tu jednak zrównoważony, bez przeciążenia i nadmiernej wystawności „dynamicznie” rozwijających się miast typu Wrocław. Bar mleczny naprzeciw ratusza, piwo w prowincjonalnej cenie, kemping tuż za mostem, 15 minut spacerem od bram starego miasta. Wielu ciekawostek dotyczących historii Torunia dowiadujemy się od przewodniczki prowadzącej grupę oraz nas - „na gapę”.

 

Rysunek 7  Kolaż toruński

Czas powoli wracać. Mając cały dzień na dotarcie do domu, urozmaicamy sobie powrót tradycyjną już ucieczką ze zdroworozsądkowej trasy. Na rozgrzewkę wbijamy się na leśne szlaki Puszczy Bydgoskiej, na azymut jedziemy na południe, by dotrzeć do pierwszych wiosek. Tam łapiemy szczątki asfaltu i docieramy do Dąbrowy Biskupiej. Stąd zmieniamy kierunek na południowo-zachodni i po chwili jesteśmy w Kruszwicy. Koleś typu „rockers” obsługuje parking pod Mysią Wieżą. Będąc domyślnie miłośnikiem motocyklizmu, oferuje nam wybitne miejsce parkingowe pod budką strażniczą wraz z przechowaniem hełmów wewnątrz budki.

Obecna Mysia Wieża to kolejne dzieło prześladującego nas twórcy - Kazimierza W. Drewniany oryginał, w którym myszy zjadły Popiela, został zastąpiony konstrukcją ceglaną. Miast spaceru na górę wieży decydujemy się na spacer w poziomie – po bulwarze, na sam koniec mierzei, gdzie, według „rockersa”, ma znajdować się urocza kawiarenka. Wszystko się zgadza. Opuszczamy Kruszwicę w pełnej satysfakcji.

 

Rysunek 8  Widok na Gopło z uroczej kawiarenki

 

Ostatnią poważną atrakcją dnia jest Strzelno. A dokładnie tamtejszy klasztor norbertanek z kościołem Świętej Trójcy i N.M.P. oraz kościół św. Prokopa. Pierwszy z nich słynie między innymi z dwóch unikalnych romański kolumn. Jedna przedstawia ludzkie cnoty, a druga przywary. Drugi kościół to największa w Polsce świątynia romańska na planie koła. Oglądanie całego kompleksu odbywa się pod przewodnictwem znawcy tematu, dzięki któremu następuje maksymalne przyswojenie informacji w przystępnej formie.

 

Rysunek 9  Wnętrze kościoła w Strzelnie z widocznym  jednym ze słynnych słupów

 

Zmierzamy tedy ku Powidzkiemu Parkowi Krajobrazowemu. Nad jeziorem Ostrowickim, w miejscowości Przyjezierze zatrzymujemy się w smażalni ryb. Okazuje się, że owe jezioro może już niedługo przestać istnieć. Przemysł wydobywczy sprawia, że z roku na rok spada poziom wód, a potencjał źródła wielkich pieniędzy paraliżuje decydentów w podejmowaniu środków zaradczych.

Słupca, Pyzdry, przekroczenie Warty, Żerkowsko-Czeszewszki Park Krajobrazowy i już jesteśmy w Jarocinie, a niedługo potem na przelotówce do domu.

6 dni, 900 km. Kolejny krajowy wyjazd jeszcze raz utwierdził nas w przekonaniu, że wyprawy trzeba organizować w różnych skalach i wymiarach, a Polska to niewyczerpalne źródło miejsc ciekawych i niezwykłych.