MotoBarycz Wielkanocna 2007

 

Tegoroczne Święta Wielkanocne postanowiliśmy tradycyjnie spędzić aktywnie. Po Wielkiej Niedzieli zrealizowanej w gronie bezpośredniego pokrewieństwa w różnoraki sposób (my np. jako objazdowy piknik wielkanocny: Kamieniec Ząbkowicki – Bardo – Srebrna Góra) nadchodzący Lany Poniedziałek wydał się doskonałym terminem dla motocyklowych wybryków.

 

1 Zarys trasy

 

Bardzo wietrzna pogoda nie zniechęciła w żaden sposób silnego i doświadczonego kwartetu Ania+Pati+Dober+Ja znanego choćby z wyczynów w Krajach Bałtyckich opisanych w odpowiedniej relacji. O 10:00 ruszyliśmy spod garażu.

Założeniem wstępnym było przejechanie śladami funkcjonującej jeszcze do 1991 roku (towarowe do 1999 r.) linii kolejowej do Trzebnicy.

Wycieczkę zaczęliśmy dość nietypowo, gdyż odcinek tzw. turystyczny rozpoczął się już we Wrocławiu. „Przelotówkę” zakończyliśmy po paru kilometrach. Zjechaliśmy z trasy na Warszawę na wysokości Zakrzowa i mijając Polar dotarliśmy do Pawłowic. Tutaj czekała nas pierwsza stacyjka na trasie. Tory istnieją, ale śladów ich wykorzystania nie widać. Pięknym nowym asfaltem przedostajemy się do wsi Ramieszów. Po drodze podziwiamy ekspansję domkowiczową. Na szczęście kończy ona się tutaj bardzo szybko i po chwili otacza nas już pełna wieś, łąki, pola i towarzyszący nam nasyp kolejowy. Za Ramieszowem wg mapy powinno być trochę nieutwardzonej „rzeźni”, a tu rozczarowanie – wspaniały nowy asfalt ciągnie się aż do Pasikurowic!

Tu zwiedzamy pierwszą zawrocławską stacyjkę. Charakterystyczny dojazd kocimi łbami pod budynek „dworca” i zaplecze. Wszystko w sensownym stanie technicznym, zatrzymane w czasie i nieco zarośnięte.

 

2 Stacja Pasikurowice.  Kciuki oznaczają aprobatę odwiedzanego miejsca

 

Z Pasikurowic wiedzie już droga starsza, nieco więcej uczęszczana obsługująca sporo wioseczek na północ do Wrocławia. Docieramy do stacji Siedlec Trzebnicki, bardziej rozbudowanej ze względu na towarowy charakter. Mieści się tutaj punkt skupu buraków cukrowych.

Do ostatniej stacji przed Trzebnicą – Brochocina Trzebnickiego - docieramy mocno już wijącymi się dróżkami. Tak nas przywitały Wzgórza Trzebickie czyli Góry Kocie. Pamiątkowe foto na tle stosunkowo długiego peronu i budynku stacji umieszczonego malowniczo na pagórku.

 

3 Stacja Brochocin Trzebnicki. Tutaj dowiedzieliśmy się wiele o wyczynach 98-letniego dziadka Dobera

 

Nasza wesoła grupa ruszyła teraz na wieńczącą ten odcinek trasy atrakcję, czyli Dworzec kolejowy w Trzebnicy. Rundka wokół miasta pozwoliła na niego trafić. Okazuje się, że przeznaczony na co dzień budynek do innych celów raz w roku spełnia swoją pierwotną funkcję i przyjmuje na swój peron pielgrzymów do Sanktuarium świętej Jadwigi w Trzebnicy. Ma to miejce 13 października. Miejscem wyjazdu i powrotu jest Wrocław. Więcej połączeniu kolejowym Wrocław – Trzebnica na http://www.kolej.pl/serwis/reportaze/204.php

 

4 Wylot kolejowy z Trzebnicy na Wrocław. Czarno-szare ludki są intruzami

 

Od Trzebnicy postanowiliśmy jechać śladami linii wąskotorowej relacji Wrocław-Trzebnica-Prusice-Sulmierzyce. Po wjechaniu na drogę krajową na Poznań nasyp kolejowy i pozostałości przyczółków mostowych towarzyszą nam aż do samych Prusic. Tutaj rozpoczęliśmy poszukiwania pozostałości stacji. Okazało się, że budynek został zaadaptowany do celów mieszkalnych.

Dalsza trasa podrzędnymi drogami zagwarantowała pozytywne doznania z przemierzania przestrzeni i śledzenia przebiegu nasypu kolejki. W Przedkowicach jedyną pozostałością po stacji była stalowa waga dla pojazdów. Reszta zapewne była drewniana, a inne elementy  stalowe łatwo znalazły przygodnych właścicieli. Więcej info o tym nie do końca umarłym zabytku techniki na http://www.kleinbahn.livenet.pl/historia.html

W Przedkowicach spotykały się dwie linie wąskotorowe: ta nasza z Trzebnicy i druga ze Żmigrodu, by wspólnie dalej ciągnąć się do Milicza i dalej do Sulmierzyc. Myśmy ruszyli na Żmigród. Chcąc zaznać regeneracyjnej przerwy zatrzymaliśmy się na żmigrodzkim rynku, który jednak w dzień świąteczny nie miał nic do zaoferowania poza „spożywczakiem” monopolowym. Sytuację uratowała stacja benzynowa pod miastem zaopatrzona we wspaniały stół piknikowy. Świąteczny lunch zakłócany był nieco przez bardzo silny wiatr.

Ze Żmigrodu ruszyliśmy na wschód w głąb Doliny Baryczy. Wspaniale poprowadzona droga miejscami rozcina stawy, rozlewiska i lasy. Widoki pierwszorzędne. Dolina Baryczy to również płaskie stepy. Wjeżdżając na nie można przenieść się wyobraźnią dużo dalej niż 50 km od Wrocławia.

 

5 Stepy Akermańskie albo i Mongolskie są u nas na wyciągnięcie ręki!

 

Jadąc dalej wzdłuż granicy Województwa Dolnośląskiego pośród pięknej przyrody natykamy się na zapuszczone wioseczki. Dzieciaki biegają po ulicy, ceglane domeczki chylą się ku upadkowi. Szczególne wrażenie robi miejscowość Wilkowo.

Stawy i rozlewiska towarzyszą nam tutaj ciągle. Sztucznie regulowane poziomy wód sprawiają, że pewne zbiorniki się przelewają, a inne cierpią suszę.

 

6 PK Doliny Baryczy. Woda podchodzi pod sam nasyp drogowy.

 

W Sułowie kończy się nasza przygoda za stawami. Wracamy na Trzebnicę piękną leśną trasą. Tego dnia las cieszył się wyjątkowym uznaniem, bo było to miejsce gdzie najmniej wiało. W Trzebnicy wskoczyliśmy na dobrze znaną trasę Oleśnica – Wołów, zwaną inaczej „Grzybek-Mareczek”. Umożliwia ona podziwianie m.in. podtrzebnickich sadów z dużej wysokości. Miodność promotocyklowych zakrętów jest tu stosunkowo wysoka dzięki wspomnianym Górom Kocim.

W takiej atmosferze wjeżdżamy do Obornik Śląskich od wschodu, czyli strefy zdrojowej z pięknymi willami rehabilitacyjno-uzdrowiskowymi. Tymczasem rondo w centrum miasta sprowadza Anię i Dobera na ziemię. Okazuje się, że wyciekający z airboxa nadmiar oleju ze skrzyni biegów tak skutecznie nasączył tylną oponę (poprzez źle poprowadzoną rurkę), że ta w warunkach suchych i przy wysokiej klasy asfalcie zachowała się jak slika na lodzie. Wspaniały nowy patent dla Scottoilera!

Nikt nie ucierpiał poza martwą naturą, która to utraciła nieco oleju i doznała kilku zadrapań na lewym boku. Po oczyszczeniu splamionej nawierzchni drogowej z niebezpiecznego oleju ruszamy w towarzystwie spotkanego tutaj Pawła R. do Jar – miejsca Wielkanocnego Grilla.

Taki jest też finał naszego wypadu. Wspólna przekąska oraz dumanie nad przyczynami i skutkami wydzarzenia z Obornik dominują tego dnia w Jarach. Dodatkową atrakcją jest wizyta Maxa – uczestnika legendarnego MotoHelu 2003, który to powoli dojrzewa do swojego motocyklowego renesansu. Trzymamy kciuki ;)

 

7 Pożegnalnie jeszcze inna odsłona pięknej wczesnowiosennej Doliny Baryczy

 

Na koniec propozycja tabelki podsumowującej dla wypadów małych i średnich:

 

Kto

Pati+Sorock, Ania+Dober

Ogólny przebieg wyjazdu

Wrocław-Trzebica-Żmigród-Sułów-Trzebnica-Jary-Wrocław

Czas wyjazdu i czas trwania

8.04.2007, 10 rano do 17:00

Ilość motocykli w grupie

2

Dystans przejechany

Ok. 200 km

Koszt (z paliwem bez amortyzacji)

60 zł/motor

Najlepsze miejsce

Dolina Baryczy

Największy ból

Tyłki na asfalcie w Obornikach Śl. Zapewne

Największy błąd

Brak sprawdzenia przebiegu rurek przelewowych u Dobera

Najmilsze zaskoczenie

Polepszona jakość dróg na północ od Zakrzowa

Motocykle

NTV650, XJ900