107HISZPANIA

 

 

 

 

 

2007

 

 

        Naszą wspólną przygodę rozpoczynamy w środę przed granicą, gdzie ustaliliśmy spotkanie z Michałem&Pati i Leonem. Wyjazd zaplanowany na 16:30.

Ruszamy  o 18:00 w trzy motory: Ja&Ania-CBF600N, Michał&Patrycja-NTV oraz Leon-DR800. Ze Zgorzelca obieramy kierunek na Aalen.

Przed nami 700km. W połowie drogi zaczyna padać i tak już do „domu”, czyli przytulnego mieszkanka naszych gospodarzy – Kasi i Jarka. Zmęczenie i zimno dało się we znaki, ale humorów nie popsuło. Po zameldowaniu na miejscu czekała na nas wspaniała kolacja i rozgrzewające trunki... mniam...

 

 

       dscf6659

Wyruszamy....                                                                                     Poranek u Dyneli.

 

      W czwartek, po posileniu się wspaniałym domowym śniadaniem wyruszamy... na zakupy do Kaufalandu, a następnie w ciepłej mżawce oczekujemy przybycia dobrego ducha- Dubera. By do nas dołączyć, wyruszył z Wrocławia wczesnym rankiem na XJ900. Niestety nie daliśmy mu odpocząć gdy dotarł.    Po przywitaniu ciśniemy w komplecie nad jezioro Como, gdzie docieramy już w ciemnościach. Droga do celu wspaniała. Przejazd przez Alpy pozostanie na długo w mojej pamięci. W góry bowiem wjeżdżamy jeszcze za widoku, ale najwyższe przełęcze mijamy w ciemnościach sprawnie manewrując pomiędzy szwajcarskimi krowami i ich odchodami!! Zabawa przednia! Chociaż przyznam się, że nigdy wcześniej nie bałem się tak krowiego placka…

Mimo, iż jezioro jest dosyć duże to zmęczenie i otaczające ciemności spowodowały drobne problemy w odnalezieniu kempingu. Gdy już namioty zostały rozstawione, przy stosownym trunku przeżywaliśmy na nowo ten dzień, a szczególnie wyczyn Dubera, który nie miał możliwości odpoczywania jak my w Allen i przebył „na raz” długą drogę z Wrocławia  nad jezioro Como. Szacunek.

 

 

dscf6680          S6300986

Przejazd przez Alpy nad Como                                                           Śniadanie na jeziorem Como

 

       Rano budzi nas piękny dzień, wstajemy w szampańskich humorach  i jemy smaczniutkie śniadanko. Dogadzamy sobie smakołykami i deserami o które zatroszczyła się Kasia. Nie mamy czasu niestety na bliższe zaprzyjaźnienie się z jeziorem... Włoska pogoda nam służy, ponieważ wyruszamy naprawdę                 w dobrych humorach.  Droga  jak na autostradę na prawdę ok. Jedziemy tunelami podziwiając liczne widoki, a także cudownymi serpentynami, gdzie                   nie omieszkaliśmy się zatrzymać dla kilku ujęć.. Tego dnia zwiedzamy  amfiteatr  w Arles . Przyjemny spacer, ładne miasteczko, jednak zbyt dużo turystów ... Ruszamy dalej! Jest już ciemno, gdy zaczynamy szukać noclegu na francuskim wybrzeżu. Okazało się, że będziemy mieli z tym drobne problemy, ponieważ klika razy odmówiono nam mówiąc, iż przyjmują tylko do 19tej! Jednak czujemy pewną niechęć, którą wykazywali na widok sporej ekipy motocyklistów, mogących zasiać pewien zamęt na kempingu pełnym niemieckich i francuskich staruszków.. Na szczęście znajdujemy kemping z bardzo miłym właścicielem, dla którego godzina nie odgrywała większej roli. Spożycie odbyło się na pobliskiej plaży obfitującej w kamienie, które z uporem maniaka staraliśmy się zwrócić morzu robiąc przy tym zawody. Dwie beczki piwa dodawały nam potrzebnej siły przy tego typu wyzwaniach... do momentu kiedy zasnąłem.

 

 

 

S6301003 dscf6735

Ach te serpentyny...                                                                      Pod amfiteatrem w Arles.

 

dscf6729                 S6301016

Uliczki Arles                                                                                         Parking w Arles

 

 

        .Kolejny dzień zapamiętamy jako przeprawę przez Niceę. W skrócie – masakra! Korki, a do tego pogubiliśmy się. Sorok z Duberem wyrwali do przodu. My z Leonem i Dynelami zostaliśmy, zaowocowało to niepotrzebną stratą czasu na szukanie się. Epizod ten miał szczęśliwy finał (jak to zwykle u nas bywa), w postaci fajnego kempingu w  Avignon!  Tego wieczoru spacerowaliśmy uliczkami „the oldest town in France” degustując lokalne wino i poszerzając znajomości językowe.

 

 

dscf6760      dscf6763

Avignon, noc i my                                                                      Chcieliśmy spojrzeć na to z góry...

 

      Kolejny dzień, to znowu piękna pogoda.  Dlatego każdy nawijany kilometr był czystą  przyjemnością. Wyruszyliśmy na spotkanie akweduktu              Pond Du Gard, który okazał się jednym z ciekawszych punktów na naszej trasie.  Jednak zabawa była jeszcze przed nami...

 

 

dscf6776                    dscf6779

Z przewodnikiem..(ten z kartką)                                                                        MotoJary Rules

  

 

   Kemping na który dotarliśmy, okazał się osłodą za wszystkie dni. Spędziliśmy cudowny wieczór na plaży, rozmawiając, pływając i dyskutując do późnej nocy, a pływające baniaki wina dodawały nam animuszu…

Rano czekała na nas jeszcze jedna wielka przyjemność...

 

 

dscf6799   dscf6802

Pływamy, odpoczywamy...                                                                               Rajski poranek!

 

       ..dzień zaczęliśmy od relaksu na basenie z palmami.... Wzmocniło to nasze morale  i nastroiło nas bardzo pozytywnie. Przed nami była już korona naszej wyprawy: Barcelona! Z wielką radością dosiedliśmy naszych motorów by znaleźć się u celu,    ale przed nami jeszcze wspaniała droga. Jedziemy wybrzeżem. Jarek i Kasia pocisnęli autostradą, my natomiast upajaliśmy się zakrętami, cudownymi widokami i ciepłym wiatrem…

Docieramy na „najbardziej ekskluzywny” kamping wyprawy, Masnau w Barcelonie!  Świętujemy wspólną kąpielą na tle zabudowań BARCELONY!  Przyjemna plaża, smaczne piwo, ciepła woda...

 

 

dscf6811   dscf6822

W drodze do Barcelony piękne widoki...                                                          Plaża na przedmieściach

 

 

       Rankiem żegnamy Leona, który wyrusza na spotkanie z ukochaną Agnieszką do Madrytu... My zwiedzamy wspaniałe miasto. Tego dnia robimy trochę kilometrów lecz tym razem na piechotę... Zwiedzamy wszystkie większe atrakcje miasta, ale prawdziwą rozkosz przeżywmy wieczorem, podczas wspólnej przejażdżki z Sorokami na motorach ulicami Barcelony. Docieramy na wzgórza, skąd rozpościera się zapierająca dech w piersiach panorama podświetlonego miasta. Te widoki na długo pozostaną w mojej pamięci. Zasypiamy zmęczeni bardziej niż zwykle...

 

 

S6301039       S6301063

Ulice Barcelony...                                                                        Ogrody Gaudiego.

 

S6301083                S6301086

                        Nocna przejażdżka                                                                            Szczyt wzgórza z którego podziwialiśmy Barcelonę

 

 

      Zaczynamy smutno.. od pożegnania Kasi i Jarka którzy ruszają „swoją„ drogą.  My natomiast obieramy azymut najbardziej klimatycznych widoków tego wyjazdu… Mam na myśli drogę przez Pireneje.

 

 

S6301099  S6301104

Droga do Andorry                                                                                            Pati i Sorock

 

Wspaniała trasa z mnóstwem przepięknych krajobrazów. W tym dniu doszło do bliskiego spotkania,  mojego motocykla z Soroka motorem w sercu Andorry!! Na szczęście nie zaowocowało to wielkimi stratami  i mogliśmy podróżować dalej. Należy nadmienić, że opanowanie Soroka przydało się bardzo jako przeciw waga mojego lamentu… z czego zdałem już sobie sprawę w domuJ...

Pokonanie Pirenejów spowodowało, że znowu poczuliśmy się w naszym klimacie, niestety. Ogarnął nas przeszywający chłód, zamiast ciepłego powietrza..

Wieczór spędzamy z najbardziej klimatycznym widokiem: na zamek Carcassone. Pocałunek motocykli opijamy w trójkę pod murami zamku...cudowna sprawa..

 

 

S6301123     S6301126

Widok na z namiotkowa na zamek                                                         Po dniu pełnym wrażeń...

 

 

       Tym razem ranek wita nas deszczem... Zwiedzamy zamek, starając się wczuć  w średniowieczny klimat. Opuszczamy  piękne Carcassone kierując się na Aalen.

 

 

S6301131          S6301136

Wąskie uliczki..                                                                 ...i wysokie mury zamku Carcassone.

 

  Droga głównie autostradami. Nie dogrywamy do końca prędkości, ale nie gubimy się i docieramy do bardzo miłego kempingu, którego właściciel raczy nas kilkoma słowami po Polsku i podchodzącym w smaku winem...

 

 

S6301152     S6301147

 

 

      Rano szybka pobudka i autostradami w kierunku domu. Tego dnia doceniliśmy po raz kolejny podróżowanie motocyklem przebijając się przez wielki korek na autostradzie. Po drodze zatrzymujemy się obejrzeć (niestety nie tam gdzie wszyscy..) najwyższy wiadukt Millau i po małej sesji foto ruszamy dalej.

 

 

S6301145  dscf7025

„Nasz” punkt widokowy                                             Robi wrażenie.. /Foto by Leon z punktu widokowego/

 

Wieczór znów spędzamy w przytulnym i ciepłym mieszkanku Dyneli, co tego zimnego wieczoru miało nie małe znaczenie. Tak właśnie nam mija cały dzień        - na dojeździe  na miejsce. Kto nie miał Gebringa, to go przepizgało - masakra, która zresztą się powtórzy już w Polsce.

 

      Dojazd do Wrocławia spokojny, chociaż ostatnie kilometry dały nam w kość. Temperatura nie była łaskawa tak jak na południu... Przemarzliśmy do kości.

 

Cudowny wyjazd, aczkolwiek bardzo meczący. Należy obiektywnie stwierdzić, iż taka ilość km na 10 dni to było zbyt wiele, chodzi tu głównie o brak czasu na spokojne obcowanie z otaczającymi nas krajobrazami. Ekipa wspaniała.. Jak zwykle. Z takimi ludźmi „to choćby do Rio”…